poniedziałek, 5 maja 2014

Liebster Awards

Bardzo dziękuję Elose z bloga love-begins-with-hate.blogspot.com/ za nominację.

To tak

1. Mam na imię Jenifer
2. Hym trudne pytanie, chyba wszędzie po trochu.
3. Mam kotkę Garfielda (tak wiem to trochę dziwne), chomika Sala (skrót od trzech imion Sebastian Alucard Lawliet) i kanarka Elvisa.
4. Siatkówka
5. Niestety nie czytam komiksów.
6. Fioletowy.
7. Pasjans, trochę to śmieszne, ale w czasie nauki to często mi zdarza w zagrać.
8. Nie wiem jest tyle, że chyba nie mogę wybrać.
9. W opowiadaniu jest to łowca Nathan, ale chyba nie o to Ci chodziło.
10. Zilant.
11. Gryf

A to moje pytania.

Gdyż moje ulubione  zostały zawieszone, liczę na wyrozumiałość, gdyż nie nominuję.
A ze względu na to, że straciłam fascynację na punkcie Klaroline, nie czytałam nowych.

Jeszcze raz bardzo dziękuję Elose :*


piątek, 7 marca 2014

Rozdział 7

 Caroline:

Po rozmowie ze Stefanem wyjęłam telefon z kieszeni i zobaczyłam dziesięć wiadomości i kilka nieodebranych telefonów. Wszystkie były od mamy. Cały ten czas miałam wyciszoną komórkę. Nie czytając nawet smsów zadzwoniłam do niej. Już po chwili usłyszałam jej melodyjny głos, aczkolwiek przepełniony emocjami.
- Caroline, dzięki Bogu. Co się dzieje? Dlaczego nie obierałaś telefonów? Gdzie byłaś tak długo? – obsypywała mnie pytaniami, a ja nie wiedziałam jak na nie odpowiedzieć.
- Eeee… to długa historia. Naprawdę nie warta, żebyś sobie zaprzątywała nią głowę. Byłam u Bonnie, wiesz zrobiłyśmy sobie babski wieczór. – próbowałam jakoś jej wytłumaczyć moją nieobecność, bez mówienia jej, że zaatakował mnie łowca.
- Czegoś mi nie mówisz, Caroline jesteś zdenerwowana.
- Nie, nie.. ja po prostu am… jestem trochę zmęczona i tyle. Rano wracam do domu, a ty kiedy, bo jest już 4 nad ranem.
- To już ta godzina?? – pewnie straciła poczucie czasu. – Okej to ja się zbieram, do zobaczenia w domu. Papa kochanie.
- Pa. – poczułam ogromną ulgę, że nie będę musiała jej do tego mieszać.
Do salonu przyszedł Stefan z woreczkiem krwi, który mi podał.
- Dzięki. Ej Stefan.
- Tak?
- Mogę tu posiedzieć tak do 8, bo powiedziałam mamie, że wrócę rano, a tak szczerze to nie wiem gdzie iść– w moim głosie było słychać zmęczenie tym wszystkim co się wokoło mnie działo.
- Jasne, nie ma problemu. – uśmiechnął się i nagle zniknął, po czym znów się pojawił tym razem z kocem na rękach. – Trzymaj, powinnaś się przespać, bo nie będziesz miała siły wprowadzić w życie nasz plan.
- Dzięki. – Po chwili leżałam na kanapie.
O 8:07 byłam już w domu. Zobaczyłam, że mama odsypia nockę, której jestem pewna nie było w planach. Poszłam do swojego pokoju i miałam ochotę rzucić się na łóżko, ale jednak opamiętałam się i poszłam w stronę łazienki. Wzięłam chłody prysznic, aby się obudzić, choć nie wiem czy poskutkowało. Może wpływał na to fakt, że wieczorem musze zrobić coś, na co tak naprawdę nie mam ochoty. Wzięłam głęboki oddech, zawinęłam się w ręcznik i  wyszłam z łazienki. Podniosłam wzrok i poczułam jak serce zaczyna mi szybko łomotać w klatce piersiowej.
- Mmmm… Szkoda, że jesteś wampirem – usłyszałam ten arogancki głos.
- Co ty tutaj robisz?! – cofnęłam się o krok.
- Ah no tak – energicznie wstał. – Jestem tu, aby się upewnić, że wywiążesz się z naszej umowy.
- Możesz być spokojny, dostaniesz miecz. W swoim czasie.
- Konkretnie? Z reguły należę do osób cierpliwych, ale w tym przypadku czas jest najważniejszy.
- Dostaniesz go!! Jasne? Dzisiaj wieczorem spotkamy się w lochach Lockwoodów. – Podeszłam bliżej niego. – Ale pamiętaj, że jeśli zrobisz coś dziewczynie, to klątwa będzie twoim najsłabszym argumentem.
- Uuuu… Jeszcze pomyślałbym, że mi grozisz. Lubię takie dziewczyny. – Podszedł do mnie i odgarnął mi lok z policzka. Przysunął swoje usta bliżej mojej szyi. – Ale pamiętaj to ja jestem dwa kroki przed tobą. – Nathan szybko wyszedł z mojego pokoju po czym, opuścił dom. Na całe szczęście mama jeszcze spała, więc nie widziała go.
Znów poczułam się przytłoczona całą sytuacją i nie mogłam znieść tego, że mimo wszystko to ja jestem kontrolowana. Postanowiłam, że nie zadzwonię do Klausa, żeby się z nim umówić na rozmowę, tylko poczekam, aż sam przyjdzie do baru.
Ubrałam na siebie dresy, usiadłam na łóżku, poczym położyłam się na nim  i znów zasnęłam.
Obudził mnie dzwonek do drzwi. Zeszłam ospale i otworzyłam. W progu stał nie kto inny jak Stefan.
- Ty jeszcze nie gotowa? Zaraz musisz iść do Grilla. Matt napisał mi, że Klaus tam niedawno przyjechał.
- Zniszczyłeś mój sen o tym, że to właśnie był sen – niby żart, ale jednak wolałabym, żeby to była prawda. Zaprosiłam go do środka i kazałam się rozgościć. – Wracam za kilka minut – i zniknęłam w moim pokoju. Szybko się ubrałam, chciałam wyglądać pociągająco, ale mój grymas wszystko psuł. Na koniec przeciągałam rzęsy tuszem i delikatnie podkreśliłam usta pomadką. Poczym  powoli zeszłam na dół.
- No to jak wychodzimy? – spytał Stefan co równie dobrze może oznaczać „Masz już wszystko?”
- Zaczekaj. Musze jeszcze przykleić mój sztuczny uśmiech i możemy iść – Stefan się zaśmiał, podszedł do drzwi i mi je otworzył.
- No już. Idziemy. – Weszliśmy do samochodu. Całą drogę spędziliśmy w milczeniu. Stefan wiedział, że to co dzisiaj będę musiała zrobić nie będzie łatwe od początku do samego końca, ale było to konieczne. Podwiozłam go bliżej posiadłości Michelsonów, a sama skierowałam się do Grilla.
Powoli otworzyłam drzwi od baru. Wahając się, weszłam w końcu do środka, wciąż wyglądając Klausa. Zobaczyłam go jak popija drinka. Nagle dostałam sms od Stefana: „Wszedłem do domu, wyśle Ci widomość jak już będę miał miecz.”, na co odpowiedziałam krótkim, najlepiej trafiającym „Okej” . Wzięłam głęboki oddech, nałożyłam uśmiech i podeszłam do pierworodnego.
- Jeszcze wpadniesz w alkoholizm – palnęłam pierwsze co mi przyszło do głowy i usiadłam koło niego.
- A Caroline. To chyba musi być coś naprawdę ważnego, że no wiesz zbliżasz się do mnie. Z tego co mi wiadomo mam trzymać się od ciebie z daleka, więc jaki jest powód, że się do tego nie dostosowujesz? – nie uśmiechał się, nie okazywał żadnych emocji, nawet na mnie nie patrzył. Rozumiałam jego gniew i nienawiść do mojej osoby.
Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć, czułam, że go zraniłam, ale on też nie był bez winy. Zrezygnowałam z bezsensownych rzeczy o których miałam mówić, aby go zagadać i postawiałam na szczerą rozmowę.
- Wiesz, że powiedziałam to z przypływu złości.
- Tylko wytłumacz mi jakie jest źródło tej złości?
- No przecież ty. Trzymałeś mnie zamkniętą, nie mogłam wyjść i ostrzec mamę i moich przyjaciół, że w mieście grasuje stuknięty łowca z wilkołacznym jadem – wymówiłam na jednym wdechu.
- I właśnie przed tym chciałem cię chronić. Wiem, że ty byś oddała za nich życie, ale ja bym nie pozwolił ci na takie poświęcenie, bo z jakiegoś powodu martwcie się o ciebie! - Nie powinnam być zaskoczona jego słowami, ale czułam jakby ktoś wygarnął mi prawdę, której nie chciałam usłyszeć, od której starałam się za wszelka cenę uciec. Choć może problemem nie było to, że nie chciałam jej znać, może problemem było to, że NIE POWINNAM jej znać.
Chciałam się odezwać, przerwać tę ciszę, kiedy to dostałam sms od Stefana „Mam miecz, możesz już wychodzić.”
Nie chciałam zakończyć rozmowy głupim odejściem, musiałam mu powiedzieć, że to w jaki sposób mnie ogranicza, wcale nie zbliża nas do siebie, ani o odrobinę. Co więcej sprawia, że mam ochotę walnąć go i wyjść.
- Klaus musisz mi pozwolić na podejmowanie własnych wyborów, nie patrząc jakie konsekwencje one przyniosą. Muszę sama kontrolować własne życie. Inaczej zatracę siebie.
Ja… - nie mogłam dokończyć zdania, gdyż przeszkodziły mi wibracje mojego telefonu. Kolejny sms od Stefana „Gdzie jesteś??” .
Wstałam z krzesła i przez chwilę patrzyłam na siedzącego przy barze Klausa, który z nijaką miną przyglądał się bursztynowemu trunkowi w szklance.
- Muszę już iść – pozbawiona jakichkolwiek złudzeń, że w końcu mi się udało dotrzeć do niego, podeszłam do drzwi Grilla. – Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz – wiedziałam, że po mimo hałasu jaki tam panował, hybryda mnie usłyszała.
Wsiadłam do samochodu i jak najszybciej ruszyłam w wybrane miejsce. Wystukałam numer do Stefana i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Po chwili się odezwał.
- Care, gdzie ty jesteś?
- Przepraszam, ale rozmowa się przedłużyła. A ty gdzie?
- Koło lochów?
- Okej to czekaj tam na mnie. Zaraz będę – rzuciłam komórkę na sąsiedni fotel i przydusiłam pedał gazu.
Wysiałam i wampirzą szybkością znalazłam się koło przyjaciela.
- Bardzo ci dziękuję Stefan, że zdobyłeś ten miecz i wiem, że to było niebezpieczne i że nie powinnam cię o to prosić , ale naprawdę nie miałam do kogo pójść z tym, bardzo, bardzo ci za to dziękuję i…
- Caroline przestań, wiesz bardzo dobrze, że możesz nam mnie liczyć i nie musisz mi za to dziękować… A nie czekaj, możesz postawić mi piwo – bezwarunkowo się uśmiechnęłam.
- Haha, nie ma problemu.
- No to jak idziemy?
- A no właśnie, będzie lepiej, jeśli sama tam pójdę.
- Nie ma mowy, idę z Tobą!.
- Uwierz, że ten facet nie będzie zadowolony, jeśli cię przyprowadzę.
- Dobra, ale będę na was czekał przy samochodzie.
- Dziękuję- wzięłam miecz i szybkim krokiem weszłam do lochów.
Pierwsza myśl jaka mi przyszła, kiedy zobaczyłam tego gnoja, była oczywiście chęć zabicie go.
- Wiedziałem, że sobie poradzisz. Wystarczyło użyć tylko kobiecych zdolności i już cel osiągnięty.
- Przypomnij mi dlaczego ty jeszcze stąpasz po tej ziemi?
- Oj Caroline odrzućmy na bok te niemiłe słówka i przejdźmy do rzeczy. Bądź tak miła i daj mi miecz.
- Najpierw chcę zobaczyć, że z April jest cała.
- A no widzisz, bo dziewczyna sprawiła pewne problemy i…
- GDZIE JEST APRIL!!!
- Na pewno nie wśród żywych.
- Tyy!!! – wściekła rzuciłam się na niego, już miałam wbić kły w jego szyję, gdy poczułam jak dwa kołki ocierają się o moje serce. Padłam bezsilnie na ziemie. Podniosłam lekko głowę i zobaczyłam jak pięć metrów dalej w ciemnym kącie leży martwa April.
- Aaaapril – łzy pociekły mi po policzkach. – Ty potworze!!! Jak ty mogłeś, jak mogłeś ją zabić, przecież ona nic nie zrobiła!!! – nie byłam w stanie powstrzymać napływającego płaczu. Mimo że moje serce wciąż biło, w środku czułam się martwa, nie było tam nic prócz smutku i żalu. - Dlaczego.. dlaczego to mnie nie zabiłeś?!! – krzyknęłam.
- Bo chcę byś żyła ze świadomością, że jej nie uratowałaś, że byłaś zbyt słaba, aby cokolwiek zrobić.
- Nie, to nieprawda. – po cichu zaprzeczałam, nie mogłam pojąć, co się stało.
Łowca podniósł miecz, odsłonił szereg zębów i spokojnym krokiem opuścił podziemie.
Spojrzałam na kołki wciąż tkwiące w moim ciele. Szybko złapałam za jeden i gwałtownie go wyciągnęłam, z drugim postąpiłam tak samo, nie mogąc powstrzymać jęków bólu. Powoli podciągnęłam się do April, podniosłam drżącą rękę i delikatnie dotknęłam policzka dziewczyny.
- Aaapril… - mamrotałam nie przestając szlochać. Czułam jak jej martwe oczy spoglądają bezdusznie na mnie. – Prze..prze...praszam cię. To moja wina – chwyciłam ją i ostrożnie przytuliłam do siebie, jakby była najkruchszą istotą na świecie.
- To jest tylko i wyłącznie moja wina – łzy kapały na bladą cerę dziewczyny. – Nie uratowałam cię, tak bardzo przepraszam,…. prze..praszam. – Przycisnęłam jej chłodne ciało mocno do siebie. To przeze mnie ona nie żyła, nie potrafiłam jej ocalić.
Gdy powoli się otrząsałam, wolnym ruchem zamknęłam jej puste oczy. Wstałam z ziemi i czułym ruchem wzięłam ją na ręce.
Idąc przez ciemny las, miałam wrażenie, że to nie miał on końca. Nie mogłam uwierz, że i moja halucynacja i sen się ziściły, tak jakby od samego początku była mi przypisana ta strata i bezradność. Tak wiele rzeczy wymykało się spod kontroli, nie potrafiłam zapanować nad tym co się wokół mnie działo. Ogarnął mnie całkowity brak siły i gruntu po nogami. Wewnątrz mnie nie był już nic, kompletnie nic.


Gdy wyszłam z lasu, Stefan odwrócił się w moją stronę.
- Caroline, co, co się stał? – spytał, podbiegając do mnie i z żalem patrząc na martwe ciało April.
- Stefan. – upadłam na kolana wciąż mocno trzymając dziewczyny w objęciach. – Ona nie żyje, ona nie żyje.. – kolejny potok łez spłynął mi po policzkach. – Tak bardzo mi przykro…


Na samym początku chciałbym bardzo przeprosić wszystkim moich czytelników za tak niewybaczalnie długą przerwę, ale po prostu nie miałam weny, kompletnie nie wiedziałam co mam napisać. Na laptopie była ½ rozdziału od miesięcy, ale nie wiedziałam co mam dalej napisać, a szczerze mówiąc nie jestem zadowolona z całego. Jeszcze raz bardzo przepraszam i mam nadzieję, że jeszcze ktoś pamięta o moim blogu.
Pozdrawiam :**** I jeszcze raz przepraszam za przerwę i rozdział.