sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział 6


Caroline:

            Uśmiechał się do mnie, jakby nic się nie stało. Nie mogłam w to uwierzyć, po tym wszystkim co się wydarzyło, on się zachowuje, jakby to było nic.  Zaczął do mnie podchodzić, a ja poczułam, jak wysuwają mi się kły. To zapach krwi tak na mnie zadziałał, zobaczyłam jak wyciąga torebkę i podaje mi ją.
- Powinnaś coś zjeść. Jesteś wyczerpana. – powiedział spokojnym głosem, nie przestając się uśmiechać.  Odsunęłam twarz, dając mu do zrozumienia, że nie chcę już jego pomocy. Stracił uśmiech, a na jego miejscu pojawiło się zrezygnowanie, odsunął się na kilka kroków i położył worek z krwią na komodzie.  Podszedł znów bliżej mnie, złapał mnie za podbródek i delikatnie przesunął w jego stronę. – Caroline... – zaczął, lecz mu przerwałam.
- Jak mogłeś to zrobić?.  – spojrzałam na niego. – Nie rozumiem Twojego zachowania. – gwałtowanie wstałam. – Najpierw jesteś czuły i troskliwy, taki… taki jaki chciałam, żebyś był, a potem jesteś zimy, szorstki. Jestem świadoma, że to przez to zrobiłam, ale chyba wiesz, że nie mogłam, a także, że to nie był powód, żeby bić się ze Stefanem, Klaus.
- To on pierwszy mnie zaatakował. – próbował się tłumaczyć.
- Tak, ale on chciał mi pomóc. – Hybryda zamilkła.
- Przecież nie mogłem bezczynnie patrzeć, jak wychodzisz i jesteś narażona na niebezpieczeństwo, nie rozumiesz, że chcę Cię chronić. – mówił jakby to była moja wina.
- A czy Ty nie rozumiesz, że ja mam przyjaciół, rodzinę, a właściwie to tylko mamę, ale to nie ma znaczenia… Chodzi o to, że też chcę ich chronić. Nie mogę bezczynnie patrzeć jak są narażeni na niebezpieczeństwo, a ja nie mogę nic zrobić, bo mi na to nie pozwalasz. – Musiał zrozumieć, że zależy mi na moich bliskich. Przecież ten łowca jest zdolny do wszystkiego. Nie tylko może zabić wszystkie ważne dla mnie wampiry, ale także Matta, moją mama, a nawet April, bo nie zapomniałam jak Connor bezdusznie wbił w jej brzuch nóż, aby dziewczyna zwabiła nas swoją krwią. Wszystko może się zdarzyć, a ja muszę być przy nich. – Klaus, muszę iść do nich. Proszę Cię pozwól mi na to. – Poczułam jak mój głos robi się łagodniejszy i spokojniejszy. Nie chciałam tego, musiałam być stanowcza. Nie mogłam pokazać, że nie radzę sobie z tym wszystkim, że ta cała sytuacja, jest dla mnie ciężka, nie mogłam, nie przy nim…
- Niestety nie mogę Ci na to pozwolić. - po jego słowach szybko ruszyłam w stronę drzwi. On jednak jako pierwotny był szybszy. Znalazł się miedzy mną, a klamką.
- Klaus wypuść mnie!! Teraz! – krzyczałam, lecz ona stał nieugięty na moje słowa. – Nie mogę uwierzyć, że znów to robisz. – Odsunęłam się od niego i złapałam się bezradnie za głowę.
- Ja chcę tylko, żebyś była bezpieczna i tyle. Czy naprawdę tak ciężko jest Ci to zrozumieć! – już nie mówił tylko krzyczał. Zaczęłam się go bać, ale wciąż wiedziałam, czego pragnę.
- A może ja nie chce Twojej pomocy. Co?! Może mam już tego dosyć. – zamilknął. Tylko patrzył na mnie szklanymi oczami. Podeszłam do niego . – Jeśli naprawdę chcesz mnie chronić, to trzymaj się ode mnie z daleka. – powiedziałam mu w twarz i udałam się w stronę drzwi. Moje serce waliło jak szalone. Złapałam chwiejnie za klamkę, bo już nie miałam siły, ta kłótnia wyczerpała mój limit energii. Ku mojemu zdziwieniu, hybryda mnie nie zatrzymała, mogłam spokojnie pójść do moich najbliższych.  


Klaus:

            Jak ona mogła to powiedzieć. Co ona sobie w ogóle wyobraża. Jest taka niewdzięczna. Powinna mi dziękować, że chcę ją chronić. Ogarnęła mnie nieposkromiona wściekłość. Chciałem się wyżyć. Podszedłem szybko do  stojącego obok stolika i z całej siły uderzyłem nim o ścianę.  Po całym pokoju latały szkice. Nie mogłem się opanować i po chwili krzesło leżało w strzępach.
- Po co ja się  tak staram, Ciebie i tak to nie obchodzi!!! – krzyczałem, myśląc, że to pozwoli mi się uspokoić. - … Ciebie i tam to nie obchodzi. – złapałem się bezradnie za głowę. Dlaczego to wszystko musi być takie trudne. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego za każdym razem, gdy  się do siebie zbliżamy, coś nam staje nam na drodze. Nie wiedziałem, co robię źle. Przecież ja chcę tylko, żeby była bezpieczna, żeby nic się jej nie stało. Może to jednak moja wina. Za bardzo chciałem kontrolować jej życiem, podczas, gdy o swoim całkowicie zapomniałem. – Skoro nie chcesz mojej pomocy. W porządku. Nie będę pomagał.
Zszedłem na dół i jak zwykle złapałem za szklankę.  Po co ja się przejmuje. Powinienem skupić się na szukaniu lekarstwa dla sobowtóra, żeby znów móc tworzyć hybrydy. – pomyślałem, pustko patrząc na buchający ogień w kominku. Poczułem, że co bym nie zrobił dobrego, ile okazał człowieczeństwa, ona nie zapomni nigdy o tym, …o tym wszystkim co złego zrobiłem. Próbowałem odtrącić wszystkie moje uczucia do Caroline, jednak na marne. Nie mogłem, po prostu nie mogłem zapomnieć o niej. Nie chcę się poddać. Ja wiem, że ona czuje coś do mnie, sama to wyznała. Jeszcze wczoraj, kiedy to nasze usta złączyły się, kiedy poczułem, jak nasze dusze stają się jednym.


Caroline:

            Szłam z domu Klausa do mamy. Bałam się o nią, o wszystkich, których znam i kocham. Moje myśli były skupione wyłącznie na tym. Zapomniałam szybko o mojej kłótni z Klausem. Priorytetem teraz było bezpieczeństwo najbliższych. Nie chciałam, żeby coś im się stało. – Z moich zamyśleń wyrwał mnie ból w karku. Poczułam jak werbena wchodzi w moje ciało. Ktoś złapał mnie zanim upadłam. Dalej już nie pamiętałam.
            Obudziłam się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Nie byłam związana, nic po prostu leżałam na ziemi. Powoli wstałam.
- Nareszcie się obudziłaś. – usłyszałam męski głos w progu. Znów go widziałam. Poczułam, że to jest mój koniec, że nie uwolnię się i padnę, przebita drewnianym kółkiem, patrząc pusto, bez cienia życia. – Spokojnie. – zaczął się przybliżać i podniósł ręce jakby w geście pokoju. – Nie zamierzam Cię zabić. Po pierwsze jestem Nathan. Po drugie, to już ta część, która Cię interesuje, Caroline jest to ,że kiedy dowiedziałem się, że jednak przeżyłaś. Tak w ogóle przepraszam Cię za moją niedelikatność. – wyczułam sarkazm w jego głosie. – Ale do rzeczy. Pomyślałem, że możesz mi się przydać. – Gdyby nie to, że moje ciało jest osłabione werbeną i jeszcze grozi mi klątwa łowcy, ten drań już dawno by leżał ze skręconym karkiem. – Chce byś zdobyła dla mnie miecz Klausa.
- Nie ma mowy. Nie zrobię tego. – ten miecz jest ostatnią szansą Eleny na zwykłe życie.
- Wiesz ja jednak sądzę, że zrobisz to. – przerwał i zaczął chodzić po pomieszczeniu. – Widzisz ja, wiem na kim Ci zależy, kto jest Ci bliski. Dlatego nie chcesz chyba, żeby coś stało się coś tej biednej sierotce, April. – ostanie słowo wypowiedział z uśmiechem na twarzy. Nie mogłam uwierzyć, że ten drań ją porwał i nie wiadomo, gdzie ona teraz jest.
- Dotknij ją, a obiecuję, że nie dożyjesz świtu. – zacisnęłam zęby.
- U chyba jednak tego nie zrobisz. Nie chcesz pewnie mieć klątwy łowcy. Ta to nie przyjemne uczucie. A znalezienie nowego, potencjalnego jest bardzo trudne. – Byłam wściekła. Miałam ochotę wyrwać mu gardło.
- Dlaczego ja mam to zrobić?
- Bo zauważyłem, że jesteś bardzo ważna dla pewnego pierwotnego. – jego uśmiech doprowadzał mnie do szaleństwa. – A także to, że przy Tobie traci jasność umysłu. Kto inny mógłby to zrobić jak nie Ty, Caroline. Wierzę w Twoje uwodzicielskie talenty i wdzięki. Jestem pewien, że dasz radę.
- Po co Ci to lekarstwo, nie jesteś wampirem. – spytałam.
- Chcę uczynić Silasa śmiertelnym, a potem go zabić.
- Nie łatwiej poczekać, aż my je znajdziemy, sprawimy, że Elena stanie się człowiekiem i każdy wampir kto zechce nim zostać?
- Ah no tak Twoi przyjaciele. Problem jednak w tym, moja droga Caroline, że jest tylko jedna dawka, więc nie mogę pozwolić, aby ktoś inny dostał to lekarstwo, rozumiesz? – wciąż milczałam, byłam zszokowana tą informacją. – Tak więc jeśli chcesz zobaczyć April jeszcze żywą, przyniesiesz mi miecz jutro o 18 tutaj.
- Zapamiętaj jakoś znajdę w końcu sposób, by Cię zabić. – powiedziałam przez zaciśnięte zęby, kierując się w stronę wyjścia.
- Czyli się rozumiemy, Caroline? – odwróciłam się w jego stronę.
- Tak. – i już mnie nie było.
            Kierowałam się w stronę domu Salvatorów. Wiedziałam, ze jedyną osobą, która mi w tym pomoże jest Stefan. Stanęłam przed drzwiami, zawahałam się, ale po chwili pewniej zapukałam. Usłyszałam czyjeś kroki zbliżające się. W progu zobaczyłam mojego przyjaciela. Ucieszył się na mój widok, jednak po chwili minę miał smutną, dobrze wiedziałam z jakiego powodu.
- O hej Caroline, sądziłem, że nie uda Ci się uciec od niego.
- Jak widzisz jestem tu. – uśmiechnęłam się do niego. – Mam do Ciebie ważną sprawę.
- Jasne, wejdź proszę. – Spokojnie usiedliśmy w salonie. – Caroline ja bardzo chciałem Cię przeprosić za tamto, nie chciałem, żeby tak się to potoczyło.
- Nic się nie stało. Chciałeś mnie chronić jak prawdziwy przyjaciel. – złapałam go za rękę. Uśmiechnął się.
- No to jaka to sprawa. Jestem gotów. – wzięłam większy wdech.
- Chodzi o to, że ten nowy łowca porwał April Young i kazał mi przynieść miecz Klausa, bo inaczej ją zbije. – ostanie słowo nie chciało przejść mi przez gardło.
- Musimy coś zrobić, ale jeśli on dostanie miecze, Elena już na zawsze będzie wampirem z mojej winy. – rozumiałam Stefana, ale nie mogłam pozwolić, aby coś stało się April.
- Jest jeszcze jeden problem. Istnieje tylko jedna dawka lekarstwa. Tylko dla jednego wampira. – poczułam, ze to był dla niego ogromny cios. Nigdy mi tego nie powiedział, ale w głębi wiedziałam, że także pragnął zostać człowiekiem. – Przykro mi, Stefan. - milczał, jednak po chwili wstał.
- Teraz najważniejsza jest April, musimy dać mu ten miecz. W jaki sposób go zdobędziemy?
- Pomyślałam, że może ja zajmę czymś Klausa, a Ty wkradniesz się do jego domu i zabierzesz miecz.
- Da się zrobić.
- Powiem, że muszę się z nim spotkać i porozmawiać. – Wiedziałam, że to będzie okropne, że to może do reszty skrzywdzić Klausa, ale musiałam to zrobić. Nie było innego wyboru.

Oto i 6 rozdział. Bardzo bardzo bardzo chciałam Was przeprosić za moją długą nieobecność. Zabierałam się za ten rozdział wieki. Był już dawno w mojej głowie, ale nie mogłam go jakoś ubrać w słowa. Nie wiem, co sadzić o tym rozdziale, taki jakiś nijaki mi wyszedł. Ale ocenę pozostawiam Wam, moi drodzy. Jeszcze raz bardzo przepraszam i zapraszam do komentowania, bardzo mi na tym należy :) Pozdrawiam ;*********

9 komentarzy:

  1. No nareszcie się doczekałam. Rozdział świetny tylko ten przeklęty łowca, co on sobie wyobraża? Niech wszyscy razem skopią mu ten arogancki tyłek. Czekam na nn. Pozdrawiam i weny życzę:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo iż po sporej przerwie, to i tak jest genialny! Już czekam na NN ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Zastanawiam się jak Caroline będzie rozpraszać Klausa :) I mam nadzieję, że on się dowie co się dzieję, i Caroline zrobi się głupio.
    Czekam na jakąś miłą rozmowę między nimi :)
    Pozdrawiam,
    http://klaroline-tvd.blogspot.com/
    http://the-story-of--my-life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. extra !! żal mi Stefana :( co do Klausa to przesadza z tą ochroną Caroline . Jestem ciekawa jak Caroline go będzie rozpraszać

    OdpowiedzUsuń
  5. Nareszcie !! :* Super ! Czekam na nn ! :*

    Zapraszam do mnie :D

    http://claus-i-caroline.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie chce mi sie komentować pod każdym :D wiedz krótko i zwięźle wszystko fajnie lecz za bardzo przedłużasz z tym łowcą juz dawno powinien zginąć <4 rozdział> ale jak by nie było zajebisty blog czekam na wiecej rozdziałów pozdro Becian :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Becian jak ja mogę go zabić skoro jest klątwa łowcy. To ma być długi wątek :P :)

      Usuń
  7. Wcale nie, rozdział jest super. Mi się bardzo podobała rozmowa tego łowcy z Car :* <3. Czekam na nn, ale przykro mi, że Caro tak skrzywdzi Klausa, ale sądzę, że on z miłości do niej wybaczyłby jej wszystko :)
    Dawaj szybko nexta ; ****

    OdpowiedzUsuń