Caroline:
Uśmiechał
się do mnie, jakby nic się nie stało. Nie mogłam w to uwierzyć, po tym
wszystkim co się wydarzyło, on się zachowuje, jakby to było nic. Zaczął do mnie podchodzić, a ja poczułam, jak
wysuwają mi się kły. To zapach krwi tak na mnie zadziałał, zobaczyłam jak
wyciąga torebkę i podaje mi ją.
- Powinnaś coś zjeść. Jesteś wyczerpana. – powiedział
spokojnym głosem, nie przestając się uśmiechać. Odsunęłam twarz, dając mu do zrozumienia, że
nie chcę już jego pomocy. Stracił uśmiech, a na jego miejscu pojawiło się
zrezygnowanie, odsunął się na kilka kroków i położył worek z krwią na komodzie. Podszedł znów bliżej mnie, złapał mnie za
podbródek i delikatnie przesunął w jego stronę. – Caroline... – zaczął, lecz mu
przerwałam.
- Jak mogłeś to zrobić?. – spojrzałam na niego. – Nie rozumiem Twojego
zachowania. – gwałtowanie wstałam. – Najpierw jesteś czuły i troskliwy, taki…
taki jaki chciałam, żebyś był, a potem jesteś zimy, szorstki. Jestem świadoma,
że to przez to zrobiłam, ale chyba wiesz, że nie mogłam, a także, że to nie był
powód, żeby bić się ze Stefanem, Klaus.
- To on pierwszy mnie zaatakował. – próbował się tłumaczyć.
- Tak, ale on chciał mi pomóc. – Hybryda zamilkła.
- Przecież nie mogłem bezczynnie patrzeć, jak wychodzisz i
jesteś narażona na niebezpieczeństwo, nie rozumiesz, że chcę Cię chronić. –
mówił jakby to była moja wina.
- A czy Ty nie rozumiesz, że ja mam przyjaciół, rodzinę, a
właściwie to tylko mamę, ale to nie ma znaczenia… Chodzi o to, że też chcę ich
chronić. Nie mogę bezczynnie patrzeć jak są narażeni na niebezpieczeństwo, a ja
nie mogę nic zrobić, bo mi na to nie pozwalasz. – Musiał zrozumieć, że zależy
mi na moich bliskich. Przecież ten łowca jest zdolny do wszystkiego. Nie tylko
może zabić wszystkie ważne dla mnie wampiry, ale także Matta, moją mama, a
nawet April, bo nie zapomniałam jak Connor bezdusznie wbił w jej brzuch nóż,
aby dziewczyna zwabiła nas swoją krwią. Wszystko może się zdarzyć, a ja muszę
być przy nich. – Klaus, muszę iść do nich. Proszę Cię pozwól mi na to. –
Poczułam jak mój głos robi się łagodniejszy i spokojniejszy. Nie chciałam tego,
musiałam być stanowcza. Nie mogłam pokazać, że nie radzę sobie z tym wszystkim,
że ta cała sytuacja, jest dla mnie ciężka, nie mogłam, nie przy nim…
- Niestety nie mogę Ci na to pozwolić. - po jego słowach
szybko ruszyłam w stronę drzwi. On jednak jako pierwotny był szybszy. Znalazł
się miedzy mną, a klamką.
- Klaus wypuść mnie!! Teraz! – krzyczałam, lecz ona stał nieugięty
na moje słowa. – Nie mogę uwierzyć, że znów to robisz. – Odsunęłam się od niego
i złapałam się bezradnie za głowę.
- Ja chcę tylko, żebyś była bezpieczna i tyle. Czy naprawdę
tak ciężko jest Ci to zrozumieć! – już nie mówił tylko krzyczał. Zaczęłam się
go bać, ale wciąż wiedziałam, czego pragnę.
- A może ja nie chce Twojej pomocy. Co?! Może mam już tego
dosyć. – zamilknął. Tylko patrzył na mnie szklanymi oczami. Podeszłam do niego
. – Jeśli naprawdę chcesz mnie chronić, to trzymaj się ode mnie z daleka. –
powiedziałam mu w twarz i udałam się w stronę drzwi. Moje serce waliło jak
szalone. Złapałam chwiejnie za klamkę, bo już nie miałam siły, ta kłótnia
wyczerpała mój limit energii. Ku mojemu zdziwieniu, hybryda mnie nie
zatrzymała, mogłam spokojnie pójść do moich najbliższych.
Klaus:
Jak ona
mogła to powiedzieć. Co ona sobie w ogóle wyobraża. Jest taka niewdzięczna.
Powinna mi dziękować, że chcę ją chronić. Ogarnęła mnie nieposkromiona
wściekłość. Chciałem się wyżyć. Podszedłem szybko do stojącego obok stolika i z całej siły
uderzyłem nim o ścianę. Po całym pokoju
latały szkice. Nie mogłem się opanować i po chwili krzesło leżało w strzępach.
- Po co ja się tak
staram, Ciebie i tak to nie obchodzi!!! – krzyczałem, myśląc, że to pozwoli mi
się uspokoić. - … Ciebie i tam to nie obchodzi. – złapałem się bezradnie za
głowę. Dlaczego to wszystko musi być takie trudne. Nie mogłem zrozumieć,
dlaczego za każdym razem, gdy się do
siebie zbliżamy, coś nam staje nam na drodze. Nie wiedziałem, co robię źle.
Przecież ja chcę tylko, żeby była bezpieczna, żeby nic się jej nie stało. Może
to jednak moja wina. Za bardzo chciałem kontrolować jej życiem, podczas, gdy o
swoim całkowicie zapomniałem. – Skoro nie chcesz mojej pomocy. W porządku. Nie
będę pomagał.
Zszedłem na dół i jak zwykle
złapałem za szklankę. Po co ja się
przejmuje. Powinienem skupić się na szukaniu lekarstwa dla sobowtóra, żeby znów
móc tworzyć hybrydy. – pomyślałem, pustko patrząc na buchający ogień w kominku.
Poczułem, że co bym nie zrobił dobrego, ile okazał człowieczeństwa, ona nie zapomni nigdy o tym, …o tym wszystkim co złego zrobiłem. Próbowałem odtrącić
wszystkie moje uczucia do Caroline, jednak na marne. Nie mogłem, po prostu nie
mogłem zapomnieć o niej. Nie chcę się poddać. Ja wiem, że ona czuje coś do
mnie, sama to wyznała. Jeszcze wczoraj, kiedy to nasze usta złączyły się, kiedy
poczułem, jak nasze dusze stają się jednym.
Caroline:
Szłam z
domu Klausa do mamy. Bałam się o nią, o wszystkich, których znam i kocham. Moje
myśli były skupione wyłącznie na tym. Zapomniałam szybko o mojej kłótni z
Klausem. Priorytetem teraz było bezpieczeństwo najbliższych. Nie chciałam, żeby
coś im się stało. – Z moich zamyśleń wyrwał mnie ból w karku. Poczułam jak
werbena wchodzi w moje ciało. Ktoś złapał mnie zanim upadłam. Dalej już nie
pamiętałam.
Obudziłam
się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Nie byłam związana, nic po prostu leżałam
na ziemi. Powoli wstałam.
- Nareszcie się obudziłaś. – usłyszałam męski głos w progu. Znów
go widziałam. Poczułam, że to jest mój koniec, że nie uwolnię się i padnę,
przebita drewnianym kółkiem, patrząc pusto, bez cienia życia. – Spokojnie. –
zaczął się przybliżać i podniósł ręce jakby w geście pokoju. – Nie zamierzam
Cię zabić. Po pierwsze jestem Nathan. Po drugie, to już ta część, która Cię
interesuje, Caroline jest to ,że kiedy dowiedziałem się, że jednak przeżyłaś. Tak
w ogóle przepraszam Cię za moją niedelikatność. – wyczułam sarkazm w jego
głosie. – Ale do rzeczy. Pomyślałem, że możesz mi się przydać. – Gdyby nie to,
że moje ciało jest osłabione werbeną i jeszcze grozi mi klątwa łowcy, ten drań
już dawno by leżał ze skręconym karkiem. – Chce byś zdobyła dla mnie miecz
Klausa.
- Nie ma mowy. Nie zrobię tego. – ten miecz jest ostatnią
szansą Eleny na zwykłe życie.
- Wiesz ja jednak sądzę, że zrobisz to. – przerwał i zaczął
chodzić po pomieszczeniu. – Widzisz ja, wiem na kim Ci zależy, kto jest Ci
bliski. Dlatego nie chcesz chyba, żeby coś stało się coś tej biednej sierotce,
April. – ostanie słowo wypowiedział z uśmiechem na twarzy. Nie mogłam uwierzyć,
że ten drań ją porwał i nie wiadomo, gdzie ona teraz jest.
- Dotknij ją, a obiecuję, że nie dożyjesz świtu. –
zacisnęłam zęby.
- U chyba jednak tego nie zrobisz. Nie chcesz pewnie mieć
klątwy łowcy. Ta to nie przyjemne uczucie. A znalezienie nowego, potencjalnego
jest bardzo trudne. – Byłam wściekła. Miałam ochotę wyrwać mu gardło.
- Dlaczego ja mam to zrobić?
- Bo zauważyłem, że jesteś bardzo ważna dla pewnego
pierwotnego. – jego uśmiech doprowadzał mnie do szaleństwa. – A także to, że
przy Tobie traci jasność umysłu. Kto inny mógłby to zrobić jak nie Ty,
Caroline. Wierzę w Twoje uwodzicielskie talenty i wdzięki. Jestem pewien, że
dasz radę.
- Po co Ci to lekarstwo, nie jesteś wampirem. – spytałam.
- Chcę uczynić Silasa śmiertelnym, a potem go zabić.
- Nie łatwiej poczekać, aż my je znajdziemy, sprawimy, że
Elena stanie się człowiekiem i każdy wampir kto zechce nim zostać?
- Ah no tak Twoi przyjaciele. Problem jednak w tym, moja
droga Caroline, że jest tylko jedna dawka, więc nie mogę pozwolić, aby ktoś
inny dostał to lekarstwo, rozumiesz? – wciąż milczałam, byłam zszokowana tą
informacją. – Tak więc jeśli chcesz zobaczyć April jeszcze żywą, przyniesiesz
mi miecz jutro o 18 tutaj.
- Zapamiętaj jakoś znajdę w końcu sposób, by Cię
zabić. – powiedziałam przez zaciśnięte zęby, kierując się w stronę wyjścia.
- Czyli się rozumiemy, Caroline? – odwróciłam się w jego
stronę.
- Tak. – i już mnie nie było.
Kierowałam
się w stronę domu Salvatorów. Wiedziałam, ze jedyną osobą, która mi w tym
pomoże jest Stefan. Stanęłam przed drzwiami, zawahałam się, ale po chwili
pewniej zapukałam. Usłyszałam czyjeś kroki zbliżające się. W progu zobaczyłam
mojego przyjaciela. Ucieszył się na mój widok, jednak po chwili minę miał smutną, dobrze
wiedziałam z jakiego powodu.
- O hej Caroline, sądziłem, że nie uda Ci się uciec od
niego.
- Jak widzisz jestem tu. – uśmiechnęłam się do niego. – Mam
do Ciebie ważną sprawę.
- Jasne, wejdź proszę. – Spokojnie usiedliśmy w salonie. –
Caroline ja bardzo chciałem Cię przeprosić za tamto, nie chciałem, żeby tak się to potoczyło.
- Nic się nie stało. Chciałeś mnie chronić jak prawdziwy
przyjaciel. – złapałam go za rękę. Uśmiechnął się.
- No to jaka to sprawa. Jestem gotów. – wzięłam większy
wdech.
- Chodzi o to, że ten nowy łowca porwał April Young i kazał
mi przynieść miecz Klausa, bo inaczej ją zbije. – ostanie słowo nie chciało
przejść mi przez gardło.
- Musimy coś zrobić, ale jeśli on dostanie miecze, Elena już
na zawsze będzie wampirem z mojej winy. – rozumiałam Stefana, ale nie mogłam pozwolić, aby coś stało się April.
- Jest jeszcze jeden problem. Istnieje tylko jedna dawka lekarstwa.
Tylko dla jednego wampira. – poczułam, ze to był dla niego ogromny cios. Nigdy
mi tego nie powiedział, ale w głębi wiedziałam, że także pragnął zostać człowiekiem.
– Przykro mi, Stefan. - milczał, jednak po chwili wstał.
- Teraz najważniejsza jest April, musimy dać mu ten miecz. W
jaki sposób go zdobędziemy?
- Pomyślałam, że może ja zajmę czymś Klausa, a Ty wkradniesz
się do jego domu i zabierzesz miecz.
- Da się zrobić.
- Powiem, że muszę się z nim spotkać i porozmawiać. – Wiedziałam,
że to będzie okropne, że to może do reszty skrzywdzić Klausa, ale musiałam to
zrobić. Nie było innego wyboru.
Oto i 6 rozdział. Bardzo bardzo bardzo chciałam Was przeprosić za moją długą nieobecność. Zabierałam się za ten rozdział wieki. Był już dawno w mojej głowie, ale nie mogłam go jakoś ubrać w słowa. Nie wiem, co sadzić o tym rozdziale, taki jakiś nijaki mi wyszedł. Ale ocenę pozostawiam Wam, moi drodzy. Jeszcze raz bardzo przepraszam i zapraszam do komentowania, bardzo mi na tym należy :) Pozdrawiam ;*********
No nareszcie się doczekałam. Rozdział świetny tylko ten przeklęty łowca, co on sobie wyobraża? Niech wszyscy razem skopią mu ten arogancki tyłek. Czekam na nn. Pozdrawiam i weny życzę:)
OdpowiedzUsuńMimo iż po sporej przerwie, to i tak jest genialny! Już czekam na NN ^^
OdpowiedzUsuńZastanawiam się jak Caroline będzie rozpraszać Klausa :) I mam nadzieję, że on się dowie co się dzieję, i Caroline zrobi się głupio.
OdpowiedzUsuńCzekam na jakąś miłą rozmowę między nimi :)
Pozdrawiam,
http://klaroline-tvd.blogspot.com/
http://the-story-of--my-life.blogspot.com/
extra !! żal mi Stefana :( co do Klausa to przesadza z tą ochroną Caroline . Jestem ciekawa jak Caroline go będzie rozpraszać
OdpowiedzUsuńNareszcie !! :* Super ! Czekam na nn ! :*
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :D
http://claus-i-caroline.blogspot.com/
Super! *.* Pisz kolejneee! <3
OdpowiedzUsuńNie chce mi sie komentować pod każdym :D wiedz krótko i zwięźle wszystko fajnie lecz za bardzo przedłużasz z tym łowcą juz dawno powinien zginąć <4 rozdział> ale jak by nie było zajebisty blog czekam na wiecej rozdziałów pozdro Becian :D
OdpowiedzUsuńBecian jak ja mogę go zabić skoro jest klątwa łowcy. To ma być długi wątek :P :)
UsuńWcale nie, rozdział jest super. Mi się bardzo podobała rozmowa tego łowcy z Car :* <3. Czekam na nn, ale przykro mi, że Caro tak skrzywdzi Klausa, ale sądzę, że on z miłości do niej wybaczyłby jej wszystko :)
OdpowiedzUsuńDawaj szybko nexta ; ****